PARAFIA
LSO
WARTO PRZECZYTAĆ
Czytelnia
- Szczegóły
- Odsłony: 5
Czy można ufać świeckim, którzy głoszą w sieci? Dominikanie wyjaśniają, na co uważać
Emil Smolana OP i Radosław Broniek OP dominikanie.pl / YouTube.com / mł
20 listopada 2023, 11:31 źródło: https://deon.pl/
Emil Smolana OP i Radosław Broniek OP. Źródło: YT / Dominikanie.pl
Kto może głosić w Internecie? Czy świeccy publikujący swoje komentarze i "nauczania" mogą to robić? Na co uważać, by nie zostać oszukanym?
Na to coraz częściej pojawiające się pytanie w kolejnym odcinku Q&A z DCI czyli Dominikańskim Centrum Informacji o Nowych Ruchach Religijnych i Sektach odpowiadają Radosław Broniek OP i Emil Smolana OP, współtworzący centrum.
Świeccy głoszą w internecie? Na to trzeba uważać
- Spotykamy takie przypadki, tym bardziej teraz, kiedy mamy tak szeroki dostęp do internetu i tak naprawdę każdy może w nim głosić takie treści, jakie chce - mówi o. Bieniek OP. - Jest wiele osób, które publikuje jakieś nauczanie, jakieś komentarze, jakieś filmiki. Czasami mamy takie sytuacje, że ktoś się podszywa pod osobę duchowną.
Jak wyjaśniają dominikanie, osoba świecka, by móc głosić i nauczać, musi mieć do tego odpowiednie uprawnienia. Trzeba wiedzieć, kto taką osobę posyła, czy ma posłanie od Kościoła, na przykład misję kanoniczną od biskupa.
- Ja siebie nie posyłam, ale posyła mnie Kościół. Może tak być, że świeccy głoszą mając posłanie od duszpasterza. Jeśli tego nie ma, mamy niebezpieczeństwo takiej działalności, która naprawdę jest wolną amerykanką. Każdy głosi to, co mu się wydaje słuszne, nikt tego nie weryfikuje, nie sprawdza - mówi o. Bieniek OP.
Podkreśla, że trzeba być uważnym i sprawdzać, kto głosi, jakie ma kompetencje, czy jest związany z jakąś wspólnotą, parafią.
Nie chodzi o zwykłe dzielenie się wiarą, to może robić każdy
- Jedno zastrzeżenie do głoszenia świeckich: osoby świeckie mogą się dzielić wiarą, swoim doświadczeniem. Nawet powinny! Więc mówimy tylko o takiej sytuacji, kiedy ktoś, nie mając przygotowania, posłania, mandatu, studiów teologicznych organizuje sam na przykład jakieś rekolekcje i zaprasza na nie innych. Jeśli ktoś ma kompetencje teologiczne, ma misję teologiczną, to jest naturalne przedłużenie jego działalności - wyjaśnia o. Bieniek.
- Jeśli tego nie ma i nie wiemy, co to jest za osoba, trzeba to bardzo dobrze sprawdzić i być uważnym, żeby nie wejść w nauczanie, które rozmija się z tym, co mówi Kościół, jak naucza - dodaje o. Smolana OP.
Posłuchaj całego odcinka: Kiedy ksiądz głosi HEREZJE?
https://www.youtube.com/watch?v=d87KMjavwXY
Źródło: dominikanie.pl / YouTube.com / mł
- Szczegóły
- Odsłony: 4
Teolog odpowiada
O. Oskar Michał Maciaczyk, franciszkanin Niedziela Ogólnopolska 46/2021, str. VII źródło: https://www.niedziela.pl/
Pytanie czytelnika:
Dlaczego tak trudno jest się modlić?
Czasami spotykam katolików, od których nie słyszę, że trudno jest się modlić. Mówią raczej, że mogliby stale się modlić, że nie mają problemu, by z łatwością przejść od codziennych obowiązków do przeżywania modlitwy. Mogą to być osoby dopiero co nawrócone. Mogą to być również ci, którzy od dzieciństwa praktykują, ale pod wpływem rekolekcji, doświadczenia religijnego przeżyli kolejne nawrócenie w swoim życiu i stali się wierzącymi z rozpalonymi pragnieniami głębokiego życia duchowego. Mogą to być również ci wierzący, którzy przeszli długą drogę wytężonej pracy nad sobą. Jeszcze jakiś czas temu nie powiedzieliby, że modlitwa należy do łatwych i przyjemnych praktyk – wcześniej była dla nich zmaganiem się z Bogiem i ze sobą. Oni na tej drodze, tzw. drodze oczyszczenia, nie poddali się i mimo trudności, poczucia oschłości, pustki trwali w modlitwie. Dzisiaj należą do tych, którzy nie twierdzą, że już nie mają żadnych trudności z modlitwą, ale mogą się podzielić świadectwem, że jest ona dla nich rzeczywistością, która pomogła im odkryć i zrozumieć siebie, przybliżyć się do Boga i przepracować w swoim życiu wiele spraw, które utrudniały relację z Bogiem i innymi ludźmi.
Wejście na drogę modlitwy jest zarazem wejściem na drogę stanięcia w prawdzie przed Bogiem i sobą samym oraz zmieniania w sobie tego, co wymaga naprawy. Tu pojawia się właśnie trudność. Dlaczego? Dlatego że mamy tendencję do zaprezentowania się przed kimś z jak najlepszej strony. To samo dzieje się w czasie modlitwy. Łatwo popełnić błąd, który polega na tym, że wchodząc do kościoła, zostawiamy przed drzwiami swoje sprawy, problemy, kłopoty, słabości, grzechy; stając na modlitwie przed Bogiem, przedstawiamy się: „Oto ja, Panie – taki wspaniały”. Ilu, rozpoczynając modlitwę w swoim domu, zostawia gdzieś daleko to wszystko, co się dzieje w życiu? W wydarzeniu modlitwy Bóg będzie o to wszystko pytał. To są sytuacje, które błędnie nazywamy rozproszeniami wewnętrznymi. To chwile trudne w modlitwie. Jednocześnie są to momenty, za które kiedyś podziękujemy Bogu, bo pokazywał nam nasze życie, domagał się od nas stanięcia w prawdzie. Tak jak czytamy w Księdze Rodzaju o Bogu, który przechadzając się po ogrodzie, szukał Adama i Ewy i wołał: „Adamie, gdzie jesteś?”, tak dziś słyszymy, jak wciąż woła: „Człowieku, gdzie jesteś ze swoim życiem?”. A my, jak Adam i Ewa po grzechu, uciekamy gdzieś przed Nim, chcąc coś ukryć. To są momenty, kiedy modlitwa zaczyna być bardzo trudna. Modlitwa domaga się wtedy zerwania z udawaniem i przynagla do stawania w prawdzie, do decydowania się na zmiany w swoim życiu, do zerwania z tym, co niszczy, co niedobre, nie-Boże. W życiu duchowym nazywa się to drogą oczyszczenia. Jeżeli komuś jest trudno się modlić, warto się zastanowić, co się kryje pod tą trudnością. Warto się nie poddawać w chwilach trudności, bo dobrze przeżyte takie chwile w modlitwie zaprowadzą w przyszłości do doświadczenia modlitwy, która jest trwaniem w obecności Boga, który doskonale zna moje życie. Niczego już przed Bogiem nie ukrywam. Żyję w Bogu i nigdy nie mogę powiedzieć, że trudno się modlić. Trudności będą już skutecznie przeżyte. Nie da się jednak ot tak sobie ich ominąć – trzeba je przepracować... na modlitwie.
- Szczegóły
- Odsłony: 3
Polskifr.fr 2023-11-19 08:26 źródło: https://www.niedziela.pl/
Fontanna di Trevi (wł. Fontana di Trevi) jest jedną z najsłynniejszych fontann świata. To prawdziwa klasycystyczno-barokowa perła o szerokości 20 m i wysokości prawie 27 m, największa fontanna Rzymu. Co ciekawe, wiąże się z nią jeden z najbardziej znanych przesądów, który ma swój pozytywny skutek: z pomocą Caritasu korzystają na tym ubodzy. W tym roku 19 listopada przypada VII Światowy Dzień Ubogich.
Gdy w Polsce pogoda już nie sprzyja miłośnikom lata i wysokich temperatur, tym bardziej warto powspominać czas letni. W tym kontekście warto zajrzeć do Rzymu i podziwiać słynną fontannę, która leży w miejscu punktu końcowego starożytnego akweduktu Aqua Virgo (Wody Dziewiczej). Jego historia sięga 19 r. p.n.e., gdy powstał za sprawą Marka Agrypy – zięcia cezara Oktawiana Augusta. Jak podaje legenda, źródło tej wody doprowadzanej do Rzymu prawie nieprzerwanie od 2 tys. lat znalazła dziewczyna o imieniu Trevia i stąd niektórzy wywodzą nazwę fontanny. Inna hipoteza co do nazwy nakazuje rozumieć ją jako fontanna Trzech Ulic (od tre vie, czyli trzy ulice). Tam podobno miały się krzyżować trzy ulice. Jeszcze inni utrzymują, że obszar fontanny dawniej nazywał się Trebium i obecna nazwa ma z tamtą coś wspólnego.
Początków fontanny musimy jednak szukać dopiero w XV w., gdy niejaki Leon Battista Alberti zbudował pierwszy projekt, który przetrwał ok. 200 lat. Swoich sił w XVII w. próbował również wybitny Giovanni Lorenzo Bernini, ale nie znalazły się środki na pokrycie jego projektu. Papież Klemens XII w 1732 r. zainicjował następne przedsięwzięcie, które doszło do skutku w latach 1735-1776 (niektóre źródła podają, że w okresie 1732-1762). Dzieło realizował Niccolo Salvi, ale w trakcie prac zmarł. Dzieło dokończył Giuseppe Pannini. Efekty tych prac cieszą oczy turystów po dziś dzień. Osoba podziwiająca fontannę ma wrażenie, że niczym na scenie pojawia się bożek Okeanos ze swoją świtą i na rydwanie wjeżdża na mały plac. W projekcie fontanny występuje wiele mitologicznych postaci i odniesień. Biorąc pod uwagę małe rozmiary tego placu (Plac di Trevi, wł. Piazza di Trevi) trzeba przyznać, że to potęguje wrażenie monumentalnego charakteru fontanny, a przy okazji… generuje niemały tłok turystów niemal przez cały rok. Mało kto zwraca uwagę na Pałac Poli (wł. Palazzo Poli), na którego jednej ze ścian zamontowana jest fontanna.
Warto w tym miejscu przywołać również pośredni polski wątek. Postać Okeanosa jest dziełem Pietro Bracciego, przyjaciela Salviego. Bracci wykonał też m.in. nagrobek wnuczki Jana III Sobieskiego – Marii Klementyny Sobieskiej, która pochowana jest w podziemiach Bazyliki św. Piotra.
Wszyscy zapewne kojarzymy słynny film “La Dolce Vita” (Słodkie Życie). To tam jest scena, gdzie Szwedka Anita Ekberg kąpie się nocną porą właśnie w fontannie di Trevi. Jej naśladowcy, bo tacy się pojawiają, muszą się jednak liczyć ze sporymi karami finansowymi.
Z racji rozpoznawalności fontanny trudno o czas, kiedy można samotnie podziwiać jej piękno. Zazwyczaj najmniej ludzi przychodzi rano. Nawet do późna wieczorem miejsce to bywa wypełnione turystami. Warto uważać na kieszonkowców, dla których takie miejsca również bywają rajem.
A teraz wyjaśnienie – co mają wspólnego pewien przesąd związany z di Trevi i pomoc ubogim. Wielu turystów wierzy, że wrzucając pieniądz do wody w tej fontannie, będą mieli zagwarantowany… powrót do Rzymu w przyszłości. Rzut trzeba jednak wykonać w odpowiedni sposób: stojąc tyłem do fontanny monetę należy wrzucić prawą ręką przez lewe ramię… Niektórzy idą dalej – ich zdaniem wrzucenie dwóch monet może zagwarantować miłość rzymianina lub rzymianki, a trzy monety to już „gwarancja” ślubu… W przesądy nigdy nie warto wierzyć, ale w tym przypadku jest przynajmniej bardzo wymierny skutek takiego podejścia: wydobywane z rzymskich fontann pieniądze Caritas przekazuje na utrzymanie stołówek dla ubogich.
Podobno w samym 2019 r. z fontanny di Trevi wyłowiono… blisko 1,5 mln euro! Każdego dnia do fontanny trafia nawet kilka, czasami może nawet kilkanaście tysięcy euro. Poza tym władze Rzymu nie są pozytywnie nastawione do wrzucania monet z tej przyczyny, że mogą one po pewnym czasie wyzwalać substancje wchodzące w reakcje z podłożem fontanny, uszkadzając je. Należy pamiętać, że poza wyznaczonymi do tego służbami turyści nie mogą samodzielnie wydobywać i zabierać monet z wody. Lepiej zostawiać je dla potrzebujących. I tak fontanna di Trevi stała się miejscem, gdzie następuje przejście od przesądu do pomocy biednym.
- Szczegóły
- Odsłony: 4
Gdybym była szefem Episkopatu, czyli pięć pomysłów na Kościół i media
Marta Łysek 18 listopada 2023, 07:01 źródło: https://deon.pl/
Czy kobieta mogłaby zostać przewodniczącą Episkopatu? Nawet gdyby to było technicznie możliwe, nie sądzę, żeby któraś z nas chciała się podjąć tego wyzwania. Ale gdybym miała pełnić ten urząd przez jeden dzień, jest pięć rzeczy, które w przestrzeni współpracy z mediami zmieniłabym w Kościele na cito.
Po pierwsze, szybkim dekretem położyłabym duży nacisk na bardzo staranne wybieranie rzeczników prasowych diecezji i równie szybko zarządziłabym przeszkolenie ich porządnie pod kątem komunikacji w kryzysie i szybkiego reagowania. Oczywiście nie wszyscy tego potrzebują; znam świetnych rzeczników (pozdrawiam!), którzy rozumieją, że ta robota nie może trwać od 9 do 13 w wybrane dni i że pierwszym obowiązkiem rzecznika, leżącym w najlepszym interesie jego szefa jest maksymalna responsywność i reagowanie natychmiast na to, co się wydarza (a nie na drugi czy trzeci dzień, gdy nikogo już to nie interesuje). Skąd to wiem? Sama byłam kiedyś rzecznikiem i doświadczyłam tego na własnej skórze, a teraz, kontaktując się z rzecznikami różnych instytucji, widzę różnice w podejściu i funkcjonowaniu i widzę też, co sprawdza się najlepiej.
Rozważyłabym też bardzo poważnie sprawę firmowania przez biskupów swoją twarzą i powagą urzędu tego, co napisali im ich medialni doradcy. Często widzę taki właśnie rozdźwięk: gdy biskup mówi po prostu i od siebie, jest sensownym, mądrze mówiącym człowiekiem o niezłym życiowym doświadczeniu i jasnej perspektywie. Gdy przemawia przez rzecznika, zaczyna nagle mówić tym ogólnym i okrągłym „kościelnym” językiem, z którego więcej nie wynika niż wynika. Dlaczego? Odnoszę wrażenie, że w większości przypadków jest tak dlatego, że rzecznik wie, że „tak było zawsze” i „tak się wydawało oświadczenia zawsze”. Co z tego, że dla odbiorców brzmi to jak „bla bla bla pochylmy się bla bla”? A ponieważ w swojej diecezji tenże rzecznik czy doradca często jest na pozycji (zasłużonej lub nie) eksperta, to jego zdanie jest decydujące, choćby miało się nijak do realiów. Dzięki Bogu za tych rzeczników, którzy tak nie robią.
Po drugie, skłoniłabym biskupów do zadbania o to, by wysłuchiwane i akceptowane do wykonania były uwagi „średniego” pokolenia w Kościele, tego, które odnajduje się w medialnych trendach, rozumie aktualne standardy komunikacji i patrzy na Kościół z miłością jak na matkę, a nie z dystansem jak na miejsce pracy albo (co gorsza) jak na obronną twierdzę. Uniknęlibyśmy wtedy dużo obciachu, staroświeckości i poczucia żenady, które wielu osobom wydaje się nieuchronnie powiązane z Kościołem, choć Kościół w swojej istocie absolutnie taki nie jest. Ale cała moc, piękno i potężny potencjał zmieniania ludzkiego życia chowa się pod pokrowcem przekonania, że Kościół jest stary i nie nadąża. A kościelna komunikacja w mediach często to tylko potwierdza. Dlaczego nie posłuchać wreszcie ludzi, którzy wiedzą, jak ten trend odwrócić, a na razie słyszą tylko, że ich głos się nie liczy?
Po trzecie, zrobiłabym wszystko, co możliwe, żeby uświadomić wciąż nieuświadomionych lub ignorujących temat ludzi decyzyjnych, że polityka medialno-komunikacyjna diecezji, która streszcza się często w dwóch zdaniach: „Nie będziemy wydawać żadnego oświadczenia, dopóki nikt nas wyraźnie nie zapyta, bo prawda sama się obroni” oraz „Media nie będą nas zmuszać do działania w ich tempie, jesteśmy Kościołem i nasza powaga zabrania nam się spieszyć, nic się nie stanie, jak odniesiemy się do tematu za tydzień, gdy ewentualnie będziemy gotowi” jest jak samobójcza bramka rujnująca remis w ostatniej minucie meczu. Dogrywki nie ma, ktoś może zaśpiewa „nic się nie stało, chłopaki, nic się nie stało”, ale większość obserwatorów potraktuje takich rozgrywających podobnymi epitetami, jak naszą narodową kadrę w chwilach największej nieudolności. Po co rozgrywać kolejne mecze według strategii, która się nie sprawdza i raz za razem prowadzi do przegranej w meczu Kościół – media (przede wszystkim te niekatolickie)?
Po czwarte, zrobiłabym rewolucję i porządnie sfinansowała KAI. Gdyż KAI, jaka jest, każdy widzi, ale nikt o tym nie mówi, a może należałoby wreszcie zacząć myśleć o tej agencji prasowej powołanej przez Episkopat jako o miejscu misyjnym przynoszącym koszty w złotówkach i zyski w duszach, a nie tylko jak o pewnej konieczności, która musi „jakoś sobie radzić”. Tym bardziej, że przecież informacje z KAI publikowane są nie tylko w katolickich mediach, ale także w tych całkiem świeckich i mających duży wpływ na kształtowanie opinii społecznej. Dlaczego tego nie wykorzystać, tworząc materiały agencyjne wychodzące trochę bardziej z kościelnej bańki i może nieco mniej napuszone i okrągłe, gdy mowa o relacjonowaniu poczynań i nauk biskupów? A gdyby robić je od razu tak, żeby potem redaktor w jednym czy drugim portalu nie musiał stawać na głowie, próbując przeformułować treść depeszy tak, by kogokolwiek z czytelników jednak choć trochę zainteresowało to, co w niej jest?
Po piąte, zrealizowałabym moje stare marzenie i przeszkoliłabym maksymalnie dużo katolickich instytucji, miejsc i inicjatyw ze zgrabnego i jakościowego komunikowania się z mediami. Dlaczego? Bo wciąż słychać narzekanie, że tak mało się w mediach pisze o katolickich wydarzeniach, ale nikt nie pyta, jaki wpływ na to ma mizerna jakość informacji prasowych, przysyłanych do redakcji i wymagających dużego nakładu pracy, by je można było bez wstydu wypuścić na łamach gazety czy portalu. Jasne, dziennikarze i redaktorzy powinni sobie poradzić, poszukać, zadzwonić i napisać, ale nie oszukujmy się: gdy na redakcyjnym dyżurze na zrobienie informacji o wydarzeniu mam dwadzieścia minut, a nie muszę informować o wszystkim, co się dzieje danego dnia, naturalnie wybieram to, co jest ciekawe, dobrze przygotowane i nie wymaga dokładania kolejnej godziny pracy, bo zwyczajnie tej godziny nie mam. Oto prosta teoria doboru naturalnego w newsach. Kto o niej nie wie, wyginie jak dinozaury.
A przecież ludzie Kościoła mogą się nauczyć takiego stylu i mocy komunikacji, jaki mają najlepsze marki świata. Że to jest czasochłonne i kosztuje? Niekoniecznie. Że trzeba się przekonać do czegoś nowego? Na pewno. Skoro coraz mniej jest w Kościele trendów estetycznych w tragicznym stylu comicsans, a coraz więcej dobrej jakości wizualiów, dlaczego nie możemy tego samego robić w przestrzeni treści? Przecież mówimy o "produkcie", który jest najwyższej jakości i wartości: o skutecznych rozwiązaniach ludzkich problemów, którymi są sprawdzone przez setki lat i miliony ludzi ewangeliczne podpowiedzi, jak żyć pełnią życia i mieć dobre, mocne relacje z ludźmi i Stwórcą. Taki kontent zasługuje na najlepszą oprawę, a my ubieramy go w znoszony fartuszek i stare buty i zastanawiamy się, czemu nikt się nim nie interesuje.
I jeszcze jedna istotna uwaga: te pomysły w żadnej mierze nie są krytyką działania aktualnego szefa Episkopatu, czyli abpa Gądeckiego. Chcę to wyraźnie zaznaczyć, zanim (i niechybnie) zostanie mi przypisana taka intencja. Od dawna przyglądam się relacji Kościoła i mediów; wiele rzeczy zwyczajnie mnie denerwuje, bo zależy mi na Kościele i z mojej perspektywy nie jest trudno ocenić, że w dość prosty sposób da się tu wprowadzić skuteczne i przynoszące dobro zmiany, i nie jestem jedyna, która to widzi i o tym mówi. Jestem jednak świadoma tego, że moją perspektywę tworzy moje unikalne doświadczenie życiowe i zawodowe i nie można się takiego doświadczenia spodziewać po naszym Episkopacie, formowanym do zupełnie innych zadań. I po to ten tekst – by trochę w synodalnym (sic!) duchu zainspirować do pomyślenia o Kościele i mediach inaczej niż dotychczas.
Autor: Marta Łysek
- Szczegóły
- Odsłony: 5
„Kompromis z władzą”. To pierwsza rekolekcyjna konferencja biskupów
KAI / mł 22 listopada 2023, 14:04 źródło: https://deon.pl/
Biskupi odbywają na Jasnej Górze swoje doroczne rekolekcje. Tematem tegorocznego skupienia to „Odpowiedzialność pasterzy”. Rekolekcje dla hierarchów głosi wybitny patrolog, ks. prof. Henryk Pietras SJ.
„Kompromis z władzą” – to temat pierwszej konferencji, która zainaugurowała biskupie rekolekcje. Uczestniczy w nich prawie cały Episkopat Polski. Rozpoczęły się we wtorek wieczorem. Podczas czterodniowych rekolekcji rekolekcjonista wygłosi osiem nauk. Wśród nich m.in. konferencje zatytułowane „O pasterzach uciskających owce” i „Oczyszczeniu świątyni z rzeczy zbędnych”.
Jakich nauk wysłuchają biskupi na rekolekcjach?
W środę biskupi wysłuchają trzech konferencji, kolejno: „Siedmiu braci machabejskich i ich matka”, „Miejsca religii i wiary w hierarchii wartości” oraz „Rola pasterzy: żniwiarze czy siewcy?”. W czwartek usłyszą naukę o „Niebezpiecznej «walce ze złem», następnie konferencję poświęconą patronowi dnia: „Klemens Rzymski i problem zawiści w Kościele” oraz rozważanie na podstawie Księgi Zachariasza – „O pasterzach uciskających owce”. W ostatnim dniu rekolekcji, w piątek, wydarzenie z Ewangelii Łukasza o wypędzeniu przekupniów ze Świątyni Jerozolimskiej będzie punktem wyjścia do rozważania o „Oczyszczeniu świątyni z rzeczy zbędnych”.
Każdy dzień jasnogórskiego skupienia rozpoczyna się Mszą świętą z jutrznią, a kończy Apelem Jasnogórskim o 21.00. W ciągu dnia zaplanowano modlitwy brewiarzowe, czas na godzinną adorację Najświętszego Sakramentu, a w czwartek czas na sakrament pokuty i pojednania. Na zakończenie w Kaplicy Matki Bożej zostanie odprawiona Msza święta za zmarłych w ostatnim roku biskupów, której przewodniczyć będzie abp Wojciech Polak.
Rekolekcje biskupów po raz pierwszy odbyły się na Jasnej Górze w 1946 roku. Zwyczaj regularnie odbywających się dorocznych praktyk rekolekcyjnych wprowadził na stałe do kalendarze Episkopatu Prymas Polski kardynał Stefan Wyszyński w 1950 roku.
KAI / mł
Strona 1 z 4
- start
- Poprzedni artykuł
- 1
- 2
- 3
- 4
- Następny artykuł
- koniec