Czytelnia

Małgorzata Pabis /mfs 2023-03-12 13:31 źródło: https://www.niedziela.pl/

Na Jasnej Górze trwa XXXVIII Ogólnopolska Pielgrzymka Przewodników Turystycznych. Towarzyszy jej hasło „Iskra Bożego Miłosierdzia”.
W pielgrzymce uczestniczą przewodnicy z całej Polski
Pielgrzymka odbywa się w dniach 11-12 marca. Poprzedziły ją rekolekcje. W sobotę wykład na rozpoczęcie pielgrzymki przedstawił ks. dr Zbigniew Bielas. Rektor Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Krakowie-Łagiewnikach mówił: - Bardzo dziękuję za zaproszenie na XXXVIII Pielgrzymkę Przewodników Turystycznych na Jasną Górę. Ale nade wszystko dziękuję za temat tegorocznej pielgrzymki „Iskra Bożego Miłosierdzia”. Temat tak związany z miejscem, z którego przybywam i do którego wy zapewne często przybywacie jako przewodnicy.
Ks. Bielas przywołał fragment z „Dzienniczka” św. Siostry Faustyny: „Gdy się modliłam za Polskę - usłyszałam te słowa: Polskę szczególnie umiłowałem, a jeżeli posłuszna będzie woli Mojej, wywyższę ją w potędze i świętości. Z niej wyjdzie iskra, która przygotuje świat na ostateczne przyjście Moje”.
- Ojciec Święty Jan Paweł II w czasie swojej ostatniej pielgrzymki do Ojczyzny, gdy przybył do Łagiewnik 17 sierpnia 2002 roku nawiązał do tych słów w homilii podczas Mszy świętej z konsekracją Bazyliki, mówiąc:„Dlatego dziś w tym sanktuarium chcę dokonać uroczystego aktu zawierzenia świata Bożemu miłosierdziu. Czynię to z gorącym pragnieniem, aby orędzie o miłosiernej miłości Boga, które tutaj zostało ogłoszone za pośrednictwem Siostry Faustyny, dotarło do wszystkich mieszkańców ziemi i napełniało ich serca nadzieją. Niech to przesłanie rozchodzi się z tego miejsca na całą naszą umiłowaną Ojczyznę i na cały świat. Niech się spełnia zobowiązująca obietnica Pana Jezusa, że stąd ma wyjść „iskra, która przygotuje świat na ostateczne Jego przyjście” (por. Dzienniczek, 1732).
Trzeba tę iskrę Bożej łaski rozniecać. Trzeba przekazywać światu ogień miłosierdzia. (…) Bądźcie świadkami miłosierdzia!”. „Trzeba tę iskrę Bożej łaski rozniecać. Trzeba przekazywać światu ogień miłosierdzia. Bądźcie świadkami miłosierdzia!” – to niejako testament Jana Pawła II, który nam zostawił Papież Miłosierdzia i przekazał do realizacji – powiedział Rektor łagiewnickiego Sanktuarium, w dalszej części swojego wystąpienia przekazując informacje o tym, jak „iskra Bożego Miłosierdzia” rozeszła się po świecie i jakie działania w czasie ostatnich dwóch lat podjęło Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Krakowie-Łagiewnikach.
Ks. Bielas przedstawił inicjatywę modlitewną związaną z dwudziestoleciem zawierzenia świata Bożemu Miłosierdziu, którego dokonał 17 sierpnia 2002 roku św. Jan Paweł II. - Nasze serca radują się z faktu, że udało się wysłać w świat „iskrę miłosierdzia” z Łagiewnik przy okazji tej rocznicy i przypomnieć w tym niespokojnym czasie, że „w miłosierdziu Boga świat znajdzie pokój a człowiek szczęście”.
W pielgrzymce uczestniczą przewodnicy turystyczni z całej Polski, m.in. z Malborka, Krosna, Krakowa czy Rzeszowa.

 

Jacek Siepsiak SJ: Myślenie, że cały czas ma być tak samo jak na początku, jest belką w oku

Jacek Siepsiak SJ 2 tygodnie temu źródło: https://deon.pl/

"Kiedy mówi się, że ktoś (zwłaszcza kobieta) zachował cnotę, to wielu myśli jedynie o dziewictwie. Nawet gdy należymy do ludzi, którzy wiedzą, że współżycie małżonków może być czyste, to i tak nie jesteśmy wolni od ograniczonego rozumienia czystości" - pisze o. Jacek Siepsiak SJ w książce "Belki z oka, czyli nietypowy rachunek sumienia", której fragment publikujemy.
Zasadniczo w czystości chodzi o czystość intencji. Nie powinienem mieć ukrytych motywów, bo jestem wtedy nieszczery. Udaję bezinteresowność, a tak naprawdę zastanawiam się, jak zarobić bądź osiągnąć inną korzyść. Żądamy od ludzi jasnych i szczerych deklaracji. Chcemy, by byli czyści w swoich zamiarach. Wtedy możemy im zaufać, przyjąć do swojego zespołu. Rzeczywistość okazuje się jednak bardziej skomplikowana. Intencje są złożone. Bywają też nieświadome. Ludzie często są przekonani, że kierują się jasnymi zamiarami, a potem dostrzegają inne, trudniej do zrozumienia.
Wśród zakonników krąży takie powiedzenie: dla jednych powodów wstępuje się do zakonu, a dla innych nie występuje się z niego. Oznacza to, że motywacja z czasem się zmienia, choć to nie musi wiązać się z jej degradacją, a właśnie z dojrzewaniem i urealnianiem. Pierwotne intencje wcale nie musiały być nieczyste. Podobnie jest z małżeństwem czy zaangażowaniem społecznym. Myślenie, że cały czas ma być tak samo jak na początku, jest belką w oku. Nie pozwala ona na mądre towarzyszenie osobom, które chcą być czyste. Jednocześnie utwierdza w rozczarowaniu, które rodzi się z niezadowolenia zachowaniem kogoś, kto się zmienia. Tak naprawdę jest to ślepa uliczka, bo zamiast smakować pogłębianie się relacji oraz tworzyć ją poprzez własne dojrzewanie, złościmy się na to, że nie jest tak, jak to sobie kiedyś wyobrażaliśmy. A przecież dawne wyobrażenia nie mają szans wobec obecnych odkryć.
Oschłość, bojaźń, zgorzknienie nie występują tylko pośród zakonnic i zakonników. Mogą się przydarzyć ludziom każdego stanu. Są wynikiem nieumiejętnie przeżywanej czystości. Skupiamy się na trwaniu w „pierwotnej miłości” rozumianej jako zespół emocji dających nam energię do podejmowania radykalnych decyzji. I oczywiście taki powrót do pierwotnej motywacji może być dobrymi rekolekcjami, które pozwolą nam przypomnieć sobie, co jest najważniejsze w naszym sposobie życia i służby. Nie powinien być jednak źródłem frustracji biorącej się z myślenia, że czyste jest tylko to, co było na początku, a to, co potem – już nie. Co więcej: jeśli nie pracujemy nad motywacją, jeśli nie wydobywamy na powierzchnię naszej świadomości nieznanych do tej pory intencji, to wtedy trwamy w swoistej nieczystości. Oszukujemy się, że czyści byliśmy wtedy, gdy wydawało nam się, że mamy jedną, prostą motywację. Bo to nieprawda, choć przyjemna.
Gdy Jezus mówi o tym, że powinniśmy stać się jak dzieci, to chyba nie chodzi Mu o naiwność. Raczej o szczerość. O szczerość wobec samego siebie. Wiem, że targają mną różne emocje i nie udaję, że tak nie jest. Nie udaję. Podobnie jak dziecko, które szczerze się śmieje i szczerze płacze. Udawana czystość jest belką w oku, która sprawia, że pozwalamy sobie np. na demonizowanie seksualności, straszenie płcią przeciwną, unikanie przyjaźni. Taka „czystość” nas spina i zamyka na relacje. A samotność podpowiada zbyt łatwe „rozwiązania”.
Czystość to także szczerość. To np. zgodność formy z treścią. Chcemy przekazać to, co mówimy, co wyrażamy. Specyficznym językiem jest język ciała. Współżycie seksualne to również konkretny komunikat. Zazwyczaj „mówi” on o wspólnocie całego życia. Dzielimy łoże, bo dzielimy też stół, dom, pieniądze itp. Wtedy ten komunikat jest czysty. Gdy służy np. do gwałtu, jest nieczysty, bo zamiast wyrażać wspólnotę życia, przekazuje coś zupełnie innego. Podobnie jest w przypadku prostytucji. To, co powinno być wyrazem oddania życia, próbuje być tylko przedmiotem handlu.
Stąd jeśli w małżeństwie za współżyciem nie idzie wspólnota domu, to wtedy kłamiemy, i to jest nieczyste. Ale jeśli mamy wspólnotę całego życia, ale z wyłączeniem otwarcia na bliskość seksualną, to też jest nieznośny fałsz. Bywa, że współżycie jest niemożliwe ze względów fizycznych czy psychicznych. Ewangelie mówią o „uczynieniu eunuchem” (por. Mt 19,12). A prawo kościelne uniemożliwia zawarcie małżeństwa przez osobę niezdolną do współżycia seksualnego. I do tego z prawnego punktu widzenia utożsamia zamieszkiwanie pod jednym dachem ze współżyciem, np. gdy ocenia się przed sądem, czy małżeństwo zostało w ogóle zawarte.
W Biblii „nieczysty” oznacza „niezdolny”. Na przykład ktoś zakaźnie chory jest niezdolny do przebywania w obozie. Niezdolna do współżycia jest kobieta w pewnych okresach. Nazywa się ich nieczystymi nie po to, by napiętnować, lecz aby wskazać, że wymagają specjalnego traktowania, często specjalnej troski i uwagi. Nazwanie nieczystym wskazuje na słabość, nie na zło. Jeśli nie zrewidujemy swojego patrzenia na czystość czy nieczystość, nie powrócimy do biblijnych korzeni tego sformułowania, to zamiast dawać czas na oczyszczenie, będziemy przekreślać.

 

O. Andrzej Majewski SJ: Obrońmy Franciszka!

pb, mp /Warszawa (KAI) 2023-03-12 09:40 źródło: https://www.niedziela.pl/

Jutro przypada dziesiąta rocznica wyboru kard. Jorge Bergoglio na papieża, który wzorem Biedaczyny z Asyżu przyjął imię Franciszka. Jego pontyfikat, choć pełen duszpasterskiego zapału i chęci odnowy Kościoła, wywołuje silne dyskusje, także w łonie samego Kościoła. Odnosi się wrażenie, że nawet część katolików nie rozumie swego Papieża. Na główne zarzuty odpowiada w rozmowie z KAI jezuita o. Andrzej Majewski, wieloletni pracownik i dyrektor programowy Radia Watykańskiego.

KAI: Często wobec Franciszka wysuwane są różne zastrzeżenia. Spróbujmy przyjrzeć się niektórym z nich w dziesiątą rocznicę jego wyboru na papieża. Zarzuca się mu na przykład odejście od kwestii doktrynalnych na rzecz ekologii, walki z ubóstwem itp.

O. Andrzej Majewski: Istotnie, chyba nie doktryna jest źródłem najgłębszych inspiracji przemówień, działań i gestów papieża Franciszka. A jeśli nie doktryna, to co? Myślę, że kieruje nim przede wszystkim głęboka wiara i zaufanie Bogu, który jest obecny „tu i teraz”, a nie tylko zaznaczył swój ślad w przeszłości i obecnie z niepokojem patrzy na to, co się na świecie wyprawia. Wiara Franciszka jest żywa, oparta na doświadczeniu spotkania – żywej relacji z Chrystusem. Nie bez przyczyny obecny papież niejednokrotnie przywoływał słowa swego poprzednika na Stolicy Piotrowej, papieża Benedykta, że „u podstaw bycia chrześcijaninem nie ma decyzji etycznej czy jakiejś wielkiej idei, ale spotkanie z wydarzeniem, z osobą, która nadaje życiu nową perspektywę”. Siłą, energią, inspiracją dla Franciszka jest zatem nie sama doktryna, a zażyłość z Bogiem.
Pamiętajmy też, że każdy nowy papież wnosi w jakiś sposób do Kościoła powszechnego historię miejsca, z którego pochodzi, wrażliwość na tamtejsze problemy, kulturę. Patrząc od tej strony, Jan Paweł II, Benedykt XVI i Franciszek, to trzy różne światy. A skoro tak, to czy możemy się dziwić, że walka z ubóstwem, która angażuje Kościół w całej Ameryce Łacińskiej nie jest dla papieża czymś drugorzędnym?
Gdy chodzi o ekologię, to nie zapominajmy, że Kościół katolicki jest w tej sprawie i tak bardzo spóźniony. Znane jest powiedzenie: „Bóg wybacza zawsze, człowiek czasami, natura nigdy”. Nie bez przyczyny honorowy zwierzchnik prawosławia – patriarcha Bartłomiej od dawna określany jest mianem „zielonego patriarchy”. Tak samo w środowisku protestanckim kwestia ekologiczna była podejmowana na długo przed wyborem Franciszka na Stolice Piotrową. Trzeba jednak dopowiedzieć, że dla Franciszka celem działań ekologicznych nie jest jedynie ochrona przyrody, ale przede wszystkim ochrona życia człowieka. Już dziś wszyscy jesteśmy odpowiedzialni za to, jaki świat zostawimy tym, co idą po nas.

- Wielu katolików oburza możliwość dopuszczenia do Komunii świętej osób, które po rozwodzie zawarły nowe, cywilne związki małżeńskie.
- To duży i bardzo delikatny temat, którego dotknął już Jan Paweł II w swej posynodalnej adhortacji „Familiaris consortio”. Nadmienił tam o obowiązku duszpasterzy właściwego rozeznania sytuacji osób żyjących w nieformalnych związkach. Franciszek, ku rozczarowaniu wielu publicystów, nie udziela powszechnej zgody na rozgrzeszenie osób znajdujących się w sytuacji „nieregularnej”, ale zachęca spowiedników, by każdy przypadek traktowali oddzielnie. Zachęca ich też do towarzyszenia duszpasterskiego osobom pozostającym w związkach niesakramentalnych i podejmowania wraz z nimi rozeznawania.
Trzeba też zauważyć, że Franciszek to człowiek obdarzony przede wszystkim wrażliwością duszpasterską. To z kolei tłumaczy, dlaczego tak często wzywa on Kościół do „nawrócenia duszpasterskiego”. Na czym miałoby ono polegać? Przede wszystkim na bliskości z drugim człowiekiem, na empatii, na autentycznym spotkaniu, na słuchaniu. Przeciwieństwem takiej postawy jest – moim zdaniem – „formalizm spotkania”, mówienie zanim cokolwiek się usłyszy, przychodzenie na spotkanie z „matrycą dobrego chrześcijanina” i gotowym pakietem odpowiedzi na każdy problem.
Kluczowym słowem tego pontyfikatu jest też „rozeznawanie”, próba zmierzenia się z tematem rzeczywistej odpowiedzialności moralnej za rozpad związku i za to, co wydarzyło się potem. Często nie ma tu prostych odpowiedzi a priori.
Pamiętam moje dyskusje z wieloma osobami, którym nie potrafiłem wytłumaczyć, dlaczego osobie porzuconej, mającej na utrzymaniu dzieci, która nierzadko nie radząc sobie z zaistniałą sytuacją, wchodziła w nowy, oczywiście niesakramentalny związek, kategorycznie odmawiano możliwości otrzymania rozgrzeszenia i przystąpienia do Komunii świętej, podczas gdy inna osoba, mówiąc oględnie nie najwierniejsza swym ślubnym przyrzeczeniom, przystępowała do Komunii świętej, uzyskawszy wcześniej bez problemu sakramentalne rozgrzeszenie.
No i ostatnia sprawa, może najważniejsza. Dla Franciszka Eucharystia to Boży pokarm na drogę duchowego wzrastania, to lekarstwo, to umocnienie, a nie nagroda za „dobre sprawowanie”. Czyż „bierzcie i jedzcie z tego wszyscy” nie otwiera raczej a nie zamyka takich właśnie dyskusji?

- Niektórzy dostrzegają bagatelizowanie homoseksualizmu w słynnych już słowach papieża: „Jeśli ktoś jest homoseksualistą, a poszukuje Pana Boga, i ma dobrą wolę, kimże ja jestem, aby go osądzać?”.
- Przy odrobinie złej woli inny, ale podobny zarzut, o „bagatelizowanie cudzołóstwa”, można by postawić nie tylko papieżowi Franciszkowi. Bo czyż nie do takich wniosków prowadzi nas lektura Janowej Ewangelii o kobiecie cudzołożnej: „Nikt cię nie potępił ? I ja ciebie nie potępiam”. Zazwyczaj w kaznodziejstwie rozwijamy kolejne tylko zdanie „Idź i od tej chwili już nie grzesz”.
W swoich kontaktach z osobami deklarującymi się jako homoseksualne papież kieruje się nauczaniem Kościoła. To przecież Katechizm Kościoła Katolickiego zauważa, że: „Pewna liczba mężczyzn i kobiet przejawia głęboko osadzone skłonności homoseksualne. Skłonność taka, obiektywnie nieuporządkowana, dla większości z nich stanowi trudne doświadczenie”. I dodaje Katechizm: „Powinno się traktować te osoby z szacunkiem, współczuciem i delikatnością. Powinno się unikać wobec nich jakichkolwiek oznak niesłusznej dyskryminacji”.
Trzeba jednak dodać to, co Franciszek niejednokrotnie podkreślał. On nie broni ideologii LGBT+, legitymizującej wszelkiego typu relacje międzyludzkie. On okazuje bliskość konkretnym ludziom, niezależnie skąd przychodzą. Ideologii LGBT+ on nie tylko nie broni, ale przed nią przestrzega.

- Są tacy, którzy twierdzą, że Franciszek kładzie przesadny akcent na miłosierdzie.
- Zacząłbym od tego, że tylko ktoś, kto osobiście liczy na Boże miłosierdzie może stać się jego piewcą. W swoim pierwszym wywiadzie udzielonym włoskiemu dwutygodnikowi „La Civiltà Cattolica”, zapytany: „Kim jest Jorge Mario Bergoglio?”, Franciszek odpowiedział: „Jestem grzesznikiem. To jest najtrafniejsza definicja. Nie jest to jakaś figura, jakiś rodzaj literacki. Jestem grzesznikiem”.
Właściwie wszystko, o czym dotychczas mówiliśmy sprowadza się do problemów z miłosierdziem. Nie tylko dla Franciszka ale i dla jego poprzedników Boże miłosierdzie stanowiło jeden z najważniejszych tematów głoszenia Ewangelii. Jan Paweł II napisał encyklikę „Dives in misericordia”, beatyfikował i kanonizował siostrę Faustynę Kowalską i ustanowił Niedzielę Miłosierdzia Bożego. Benedykt napisał encyklikę „Deus Caritas est” a Franciszek ogłosił Rok Święty Miłosierdzia.
Franciszek bardzo lubi przywoływać postać jednego ze spowiedników, z którymi – już będąc kardynałem – spotykał się w Buenos Aires. Kiedyś zapytał go, co robi po wyjściu z konfesjonału, w którym spędził wiele godzin w ciągu dnia i odczuwa skrupuły, że rozgrzeszył zbyt wiele. A on mu odpowiedział, że ma zwyczaj udawać się na modlitwę przed Najświętszy Sakrament, aby samemu prosić o przebaczenie, że zbyt wiele przebaczył. Ale na koniec zawsze zwraca się do Jezusa słowami: „Przecież to Ty sam dałeś mi zły przykład”.
Kto wie, może właśnie głosząc Boże miłosierdzie Kościół najpełniej odpowiada na sytuację i najgłębsze pragnienia nas, ludzi XXI wieku?

- Coraz częstsze są też głosy, że zainicjowany przez Franciszka proces synodalny zmierza do zniszczenia Kościoła.
- Na to pytanie trudno jest odpowiedzieć już teraz, gdy proces synodalny właśnie się rozpędza. Więcej mieliby tu do powiedzenia przynajmniej niektórzy uczestnicy spotkań przedsynodalnych – duchowni i świeccy. Myślę, że już sama lektura polskiej „Syntezy” spotkań, jakie odbyły się we wszystkich diecezjach, wydaje się być bardzo obiecująca. Można by powiedzieć, że „coś drgnęło”. Nie tylko zaczęliśmy się spotykać i do siebie mówić (bo to zawsze miało jakoś miejsce), ale zaczęliśmy się też słuchać: wierni świeccy, hierarchowie, duchowni, zakonnicy. Odeszliśmy od przekazu jednokierunkowego, nużąco przewidywalnego i – powiedzmy sobie szczerze – nie do końca swobodnego. A to już dużo.
Pozwolę sobie na pewną dygresję. Do dziś pamiętam, jak jeden z moich współbraci zakonnych, wykładowca eklezjologii, z którym prawie 30 lat temu odbywałem tak zwaną „trzecią probację” w Hiszpanii, ubolewał nad tym, że w „oficjalnym” nauczaniu teologii prawie zupełnie „wycięto” soborowe rozumienie Kościoła jako ludu Bożego. To właśnie zmienia się na naszych oczach. Kościół dla Franciszka, to jest przede wszystkim „święty lud Boży”. Już w swoim pierwszym przemówieniu, wygłoszonym z balkonu Bazyliki Watykańskiej tuż po wyborze, Franciszek powiedział: „A teraz zacznijmy tę wspólną drogę, biskupa i ludu. (…) To droga braterstwa, miłości i wzajemnego zaufania”. I tę drogę – jak myślę – obecny papież konsekwentnie realizuje. Dla Franciszka obrazem Kościoła jest wspólnota uczniów Chrystusa w drodze, a nie taka, która czeka na ludzi tam, gdzie już ich nie ma. Można oczywiście utrzymywać, że problemy ludzi XXI wieku niewiele różnią się od tych, którymi żyli choćby nasi dziadkowie. Tak: życie, śmierć, cierpienie, to wielkie tematy dotyczące każdego pokolenia. Ale czy obok tych zasadniczych tematów chrześcijaństwo naprawdę nie ma już nic do powiedzenia o naszej codzienności?

- Z ostrą krytyką spotkało się przywrócenie przez Franciszka ograniczeń w odprawianiu Mszy „trydenckiej”.
- Dobrze, że wspominamy tu o „przywróceniu” ograniczeń. Nie jestem specjalistą od liturgii, ale zapewniam, że przestudiowanie wszystkich trudności, na jakie napotykał papież Paweł VI przy wprowadzaniu nowego „Ordo Missae” (które zresztą było postulatem Soboru Watykańskiego II) jest pasjonującą lekturą. Do 2007 roku biskup mógł tylko wyjątkowo zezwolić na odprawianie Mszy św. „przedsoborowej”. Watykan jasno jednak apelował do biskupów, aby byli bardzo czujni, by z tego powodu nie było wśród wiernych „podziału czy zamieszania”.
Jan Paweł II, pomimo pewnych nacisków, nie zdecydował się tu wprowadzić jakichkolwiek zmian. Dopiero papież Benedykt XVI uchylił szerzej drzwi, definiując ryt trydencki jak „nadzwyczajną formę rytu rzymskiego” i dając faktycznie możliwość bezwarunkowego korzystania z tej formy sprawowania Eucharystii. Co zatem zrobił Franciszek? Powiedział: sprawdzam, czy istotnie bezwarunkowe sprawowanie Mszy św. według obu rytów – starego i nowego – nie wprowadza „podziałów i zamieszania”. Jego „motu proprio” przywracające poprzednie ograniczenia jasno podkreśla, że decyzja ta została podjęta „po szerokiej konsultacji z biskupami”. Franciszek poleca, by biskupi, udzielając na przyszłość (po konsultacji ze Stolicą Apostolską) zgody na odprawianie „trydenckiej” Mszy św. „upewnili się”, że za pragnieniem korzystania z rytu trydenckiego nie stoi zanegowanie ważności i prawowitości reformy liturgicznej, nakazów Soboru Watykańskiego II i nauczania papieży. Bo jeśli tak (a widocznie do takich sytuacji nierzadko dochodziło), to nie powinniśmy się dziwić, że papież stara się za wszelką cenę ocalić jedność Kościoła w tej tak przecież ważnej sprawie.

- Niezrozumiały dla wielu jest brak wyraźnego potępienia Rosji za inwazję na Ukrainę.
- Nie wiem, czy rzucanie na kogokolwiek „anatem” przyniosło Kościołowi dobre skutki. Bardzo pouczające jest tu studiowanie historii. Agresja Rosji na Ukrainę, która z oczywistych względów tak bardzo nas absorbuje, tylko potwierdza, że trzecia wojna światowa to nie zagrażająca światu przepowiednia ale coś, co dzieje się już od dawna. Od początku swego pontyfikatu Franciszek twierdzi, że trzecia wojna światowa od dawna już się toczy – tyle że „w kawałkach”. Trwająca już ponad 11 lat wojna w Syrii pochłonęła blisko 400 tysięcy ofiar. A jest jeszcze Jemen, Sudan Południowy, Kamerun, Czad, Nigeria, Mjanma, los Kurdów, Palestyńczyków… W swojej encyklice „Fratelli tutti” Franciszek napisał: „każda wojna jest porażką polityki i ludzkości, haniebną kapitulacją, porażką w obliczu sił zła. Każda też wojna pozostawia świat w gorszej sytuacji niż go zastała”. Tak widzi świat Watykan. Tak postrzega świat Franciszek.
Nie oznacza to, że obecny papież wycofał się zupełnie z oceny tego konfliktu. Mówił: „To nie jest tylko operacja wojskowa, ale wojna, która sieje śmierć, zniszczenie i nędzę”. Już ponad 130 razy zabierał głos na temat okrucieństw tej wojny. Organizował pomoc humanitarną, posyłał swoich legatów.
To prawda, że nie stanął po jednej stronie jako „kapelan Zachodu”. Zarzuca przy tym zwierzchnikowi Cerkwi moskiewskiej, patriarsze Cyrylowi, że on z kolei stał się „akolitą Kremla”. Historia nie zapamięta Franciszka jako błogosławiącego broń.
Zdaniem Marco Politiego, Franciszek jest „głosem spoza chóru”. Jest on też bardzo osamotniony na obranej przez siebie drodze. Ale może taki jest właśnie los papieży – „budowniczych mostów”. Obrońmy więc Franciszka.

Rozmawiał Paweł Bieliński (KAI)
O. Andrzej Majewski (1961), jezuita, pracował w Radiu Watykańskim (m.in. jako jego dyrektor programowy i szef sekcji polskiej) i w Telewizji Polskiej (kierował redakcją programów katolickich). Obecnie jest szefem Redakcji Katolickiej w Polskim Radiu. Przeprowadził pierwszy telewizyjny wywiad z papieżem Benedyktem XVI. Był też dyrektorem jezuickiego Europejskiego Centrum Komunikacji i Kultury oraz rektorem Kolegium Jezuitów Bobolanum w Warszawie.

 

Ks. Tomasz Horak dodane 18.03.2023 09:00 źródło: https://opole.gosc.pl/

Tych trzech słów: "Prawda - krzyż - wyzwolenie" ks. Franciszek Blachnicki użył jako tytułu książki wydanej w roku 1985 w Carlsbergu.

Mam egzemplarz z dedykacją Ojca (takeśmy go zwali) nakreśloną w Londynie 2 czerwca 1986 roku. Książka dotarła do mnie przez ręce ministranta dawnej mojej parafii. U ciotki owego ministranta w Ochotnicy Górnej od kilku lat odbywały się turnusy rekolekcyjne ruchu oazowego. Jak większość punktów rekolekcyjnych nie były lokowane „z centrali”, lecz organizowane przez ludzi, którzy wcześniej zetknęli się z kręgami oazowymi, nazwanymi później (w lutym 1976 roku) na Krajowej Kongregacji Odpowiedzialnych Ruchem Światło–Życie. Byłem jednym z jej uczestników. Ruch nie tylko się rozwijał, ale pogłębiał swoją samoświadomość i ogarniał wpływem coraz więcej ludzi.
27 lutego 1987 roku ojciec Blachnicki umarł na emigracji w Carlsbergu. Wspomniana książka stała się dla mnie relikwią. I jest nadal. Zaś o Ojcu zrobiło się w tych dniach znowu głośno. Chyba każdy wie: IPN stwierdził, że śmierć ks. Franciszka Blachnickiego była skutkiem otrucia go. Domyślaliśmy się tego od dawna, ale w takiej sprawie domysły nie wystarczą. Tak jak nie starczą domysły, kto mógł tego dokonać, a polska (czy rzeczywiście polska?) bezpieka dokonała tego, czego Niemcy nie dokończyli przed laty w katowickim więzieniu. A był skazany na śmierć…
We wstępie do owej książki autor zapisał słowa swojej jakby litanii (sam użył tego określenia), wersów jest w niej sto. Zaczyna się tak: „Oni się boją/ Kogo oni się boją?/ Boją się starszych z powodu ich wspomnień/ Boją się młodych z powodu ich niewinności…" – Litanię kończy słowami: "A więc: dlaczego my się ich boimy?”. Całą treść owej litanii każdy widzący ówczesną polską rzeczywistość znał i czuł. Ale zestawienie długiego ciągu określeń wskazujących na przeróżne fobie ludzi z ciemnej strony tamtego świata, jeżyło włos na głowie i chwytało za serce zdaniem „Dlaczego my się ich boimy?”.
Prowadziłem turnus rekolekcji oazowych w Ochotnicy Górnej, rok był chyba 1977. Dostaliśmy cynk (telefonów nie było wtedy, ale „cynk” zawsze jakoś docierał); otóż dostaliśmy cynk, że za jakąś godzinę będą u nas goście z MO, SB, WOP-u i Sanepidu. Ulokowałem naprzeciw naszej chałupy gitarzystę, troje z mocnymi głosami i Małą, która miała nie tylko świetny głos, ale i śliczną buzię małego dziecka. Mieli na powitanie oczekiwanych gości śpiewać „Alleluja, alleluja, witamy was!” Oczywiście z uśmiechem na twarzy. Cały „naród” spomiędzy chałup miał śpiew podchwycić. Gościom mowę odebrało. Pojechali, zostawiwszy na urzędowym druku nakaz opuszczenia miejsca pobytu. Pogoniłem na pocztę, by wysłać do ministerstwa telegram odwoławczo-protestacyjny oraz kopię tekstu do księdza prymasa (instrukcje mieliśmy wcześniej). To była sobota, a w poniedziałkowe przedpołudnie dostaliśmy cynk, że możemy zostać, ministerstwo zawiesiło wykonanie nakazu. Ale była radocha! „Wygraliśmy!” Nie my – sprostowałem – Kościół wygrał. My piosenką i sprawną akcją, ks. prymas dyplomatycznym działaniem i miliony modlących się za Polskę. Po południu przyjechał już bez munduru komendant WOP-u. Potwierdził: „tak, możecie zostać. Ale co wyście zrobili? Chłopaki przyjechali od was z takimi jakimiś minami…”. Opowiedziałem. „Aaa! Po prostu rozładowaliście im akumulatory. Ale, ale. Skąd wiedzieliście, że przyjadą?”. – Pan kapitan ma swoje kanały, my mamy swoje. Na ogół działają – odpowiedziałem grzecznie. Nie drążył tematu.
Opowiadam, jakby to była budująca opowiastka o klęsce głupiego smoka. A tu dowiadujemy się od IPN-u, że ojciec Blachnicki został otruty. To nie opowiastka, to prawda. Ale jego postawa, instrukcje, zachęty, programy uczyły nas – księży, dorosłych, młodzież, dzieci odważnej postawy wobec przeciwności i wobec tłamszącego tak cały Kościół, jak i nasz Ruch, ale też coraz większe kręgi polskiego społeczeństwa totalitarny mechanizm opresji, przymusu, kłamstwa. Ceną tego okazało się męczeństwo. Nie pierwsze w dziejach Kościoła. Męczeństwo jest wpisane w sam rdzeń chrześcijaństwa. Od Jezusa po naszą współczesność i wszystkie ofiary tamtych czasów.
Kim był ojciec Franciszek Blachnicki? Zdecydowanym Polakiem? Mądrym wykładowcą? Genialnym organizatorem ruchu religijnego i społecznego? Może politykiem? – Skoro politycy go nienawidzili i bali się go bardzo. A może po prostu świętym, który został nam dany, by z mocą głosić prawdę, trwać przy krzyżu, nieść wyzwolenie? Tak, jak to sam ujął w tytule książki leżącej przede mną. Ale jest i podtytuł owego zbioru jego pism, wykładów, konferencji: "Ku polskiej teologii wyzwolenia". Ku teologii – bo przecież wszystko z Bożej mądrości wypływa. Polskiej teologii – a więc nie o przemocy, a o pokojowym i mądrym sprzeciwie (tak on to widział). Ku teologii wyzwolenia – bo nigdy nie był i nie chciał być rewolucjonistą, co to burząc stare, nową niewolę szykuje.
Szkic do portretu ojca Blachnickiego nakreśliłem niepełny. Brakło w nim choć zarysu wiary tego niecodziennego kapłana. Prawdę mówiąc, bez tego nie sposób zrozumieć wielu szczegółów jego życia i działania. Znaczy, że powinienem do tematu jeszcze wrócić.

 

Dariusz Piórkowski SJ: Żadne dokumenty nie pokażą tego, co działo się w sercu Karola Wojtyły

Dariusz Piórkowski SJ Facebook 13 marca 2023, 13:01 źródło: https://deon.pl/

"Czy papież Jan Paweł II mógł popełnić błędy, a nawet grzechy i mimo to osiągnąć świętość chrześcijańską?" - pyta na Facebooku ojciec Dariusz Piórkowski SJ. Jezuita odniósł się dyskusji, która wybuchła po reportażu TVN "Franciszkańska 3".
Jezuita w obszernym wpisie wypowiedział się m.in. na temat tego, jak Kościół w Polsce definiuje świętość w kontekście sporu związanego z Janem Pawłem II.
"Czy Papież Jan Paweł II mógł popełnić błędy, a nawet grzechy i mimo to osiągnąć świętość chrześcijańską? Mógł. Czy św. Bernard z Clairvaux zachęcając do krucjat i wycinania »niewiernych« nie był pomimo tego świętym? Był. Czy św. Augustyn mylił się w swoim późnym nauczaniu na temat ogromnej rzeczy potępionych i tylko nielicznych zbawionych? Mylił się" - napisał we wstępie Dariusz Piórkowski SJ.

Diabelska wizja świętości
Duszpasterz przyznał, że w dyskusji na temat świętości Jana Pawła II ważną rolę odgrywa zakorzenione w Polsce od setek lat "myślenie dualistyczne".
"Jeśli krytykujesz cokolwiek w Janie Pawle II, odrzucasz świętość - stajesz po stronie obozu zła. I tak myślą wierzący, także wykształceni teologicznie, głoszący kazania. Znamienne, że w retoryce sporów to »dobro walczy ze złem«, a nie »zło z dobrem«. »Dobro« to oczywiście Kościół, który musi odpierać ataki zła albo wprost z nim walczyć. Nie wiem, gdzie o tym można poczytać w Ewangelii. Tylko przypowieść o pszenicy i chwaście zwraca uwagę, że nie mamy bezpośrednio walczyć ze złem, a właściwie ze »złymi« ludźmi. Taka mityczna walka dobra ze złem to wysoka, gnostycko-manichejska abstrakcja. Na tym świecie to ludzie mogą postępować w sposób zły lub dobry moralnie. Za »dobrem« lub »złem" stoją konkretni ludzie»" - uważa Dariusz Piórkowski SJ i dodaje:
"W ogniu sporu wychodzi też na światło dzienne to, jak rozumiemy świętość i doskonałość. A więc święty to bezgrzeszny, nieomylny, bezbłędny. Takich ludzi nie ma. Ale chcielibyśmy widzieć taki chodzący ideał. To diabelska wizja świętości. Taka wizja świętości jest niemożliwa, chociażby z tego powodu, że bycie stworzeniem zakłada niedoskonałość. Świętość nie jest też owocem wysiłków i osiągnieć człowieka. Zawsze jest darem. Modlimy się o to w każdej Eucharystii. Zapominamy, że ochrzczeni zostaliśmy jako grzesznicy".

Papież, podobnie jak każdy inny człowiek, może popełniać błędy
Według jezuity papież, podobnie jak każdy inny człowiek, może popełniać błędy. Niestety wiele osób w Polsce w osobie Jana Pawła II zaczęło dostrzegać "ostoję", która obecnie została zagrożona. "Papież może mieć własne opinie, może się mylić, być niedoinformowany, jak każdy człowiek" - napisał Dariusz Piórkowski SJ.
Duszpasterz podkreślił również, że wiele problemów w Kościele bierze się stąd, że "zaniedbaliśmy formację sumienia".
"Zwolniono wiernych i duszpasterzy z rozeznania, rozumianego nie w sensie »rozmywania« doktryny, ale czujności, nadrzędności sumienia, które pozwala ocenić, co należy czynić lub co się uczyniło albo zamierza uczynić. Kościół uczy obecnie w Katechizmie (i tego uczył przez wieki, ale »wyciszył« po Soborze Trydenckim), że »człowiek powinien być zawsze posłuszny pewnemu sądowi swego sumienia. Gdyby dobrowolnie działał przeciw takiemu sumieniu, potępiałby sam siebie« (KKK, 1790). Pewny sąd może być jednak błędny. I wtedy też za nim trzeba iść. O błędzie można się przekonać po fakcie. Co więcej, ktoś z boku może mi mówić, że to błąd, ale jeśli przeszedłszy drogę modlitwy, radzenia się, namysłu, nadal sądzę, że tak należy zrobić, to uczynienie czegoś wbrew mojemu osądowi byłoby grzechem" - podkreślił duchowny.

Świętość nie zakłada, ze człowiek zawsze działa pod wpływem bezbłędnej świadomości i wiedzy
Dariusz Piórkowski SJ napisał również, że nie da się oceniać działań Jana Pawła II wyłącznie z perspektywy obecnych czasów, a "świadomość moralna" i "poznanie prawdy" odbywają się w czasie.
"Jan Paweł II mógł w dobrej wierze, kierując się pewnym sądem sumienia, choć z naszego punktu widzenia błędnym, przenosić księży pedofilów. Czy nie działo się zło? Działo. Czy zawsze ponosi się za nie odpowiedzialność? Nie. Żadne dokumenty nie pokażą nam tego, co działo się w sercu Karola Wojtyły, który musiał takie a nie inne decyzje podejmować. Podobnie jak w przypadku wielu innych ludzi. Świętość nie zakłada, że człowiek zawsze działa pod wpływem bezbłędnej świadomości i wiedzy. To niemożliwe dla człowieka. To przypisywanie mu cech boskich" - napisał Dariusz Piórkowski SJ.

 

NABOŻEŃSTWA

ADORACJA NAJŚWIĘTSZEGO SAKRAMENTU - CODZIENNIE 16:30 - 18:00

NOWENNA DO MATKI BOŻEJ OGNISTEJ - W KAŻDĄ ŚRODĘ 17:40

DO ŚW. JÓZEFA: KAŻDY CZWARTEK 17:40

DROGA KRZYŻOWA: PIĄTEK - 7:00 I 17:30 - DLA WSZYSTKICH, 15:30 - DLA DZIECI

GORZKIE ŻALE: NIEDZIELE WIELKIEGO POSTU 15:00, 17:00

NABOŻEŃSTWIE DO MIŁOSIERDZIA BOŻEGO I ŚW. JANA PAWŁA II: każdy poniedziałek o 17.40

PORZĄDEK MSZY ŚWIĘTYCH

MSZE ŚWIĘTE W NIEDZIELE
6:30, 8:00, 9:30, 11:00, 12:15
(Msza św. w intemcji parafian), 16:00, 18:00

MSZE ŚWIĘTE W NIEKTÓRE UROCZYSTOŚCI I ŚWIĘTA:
6:30, 9:30, 16:00, 18:00

MSZE ŚWIĘTE W DNI POWSZEDNIE
6:30, 16:00 - W KAPLICY MATKI BOŻEJ, 18:00