Posted by Danuta Kamińska in Codzienność, Ewangelizacja, Zdrowie psychiczne
08 piątek mar 2024  źródło: https://jasminowa.blog.deon.pl/

Zastanawiało mnie, gdy byłam dzieckiem, jak to jest, że przez cały Wielki Post śpiewamy smutne pieśni, odmawiamy sobie słodyczy, kazania są jeszcze bardziej niż zazwyczaj „krzyczące” (wtedy w dobrym tonie było podnosić głos podczas głoszenia homilii), a potem – z dnia na dzień – wszystko się zmienia: mamy być na zawołanie radośni, a miny, które wcześniej miały być „programowo” grobowe, zwłaszcza podczas nabożeństw pasyjnych (jako maluch chodziłam na wszystkie możliwe), nagle mają być teraz, natychmiast, rozpromienione i wyrażające pełnię szczęścia. Trąciło mi to trochę przedstawieniem. Nie umiałam tego w swojej małej głowie poukładać.
Gdy byłam nastolatką, łzy ronione podczas słuchania rozważań (pełnych drastycznych szczegółów), zastąpiła WDZIĘCZNOŚĆ. Wiedziałam już, że najważniejszy jest w tym wszystkim cel: moje zbawienie oraz to, że Jezus umarł za mnie (i zamiast mnie), że zmartwychwstał i żyje. Jest obok mnie. To zmieniło moją perspektywę.
Zastanawiam się jednak, dlaczego tyle dziecięcych lat upłynęło mi bez tej paschalnej perspektywy – takie były czasy? Bo ważniejsze było, żeby pobożnie odprawić to czy inne nabożeństwo niż to, by mieć żywą relację z Tym, który umarł i zmartwychwstał? Nie wiem. Na pewno retoryka się zmieniła. Na pewno na pierwszy plan nie wybijają się drastyczne szczegóły, ale SENS tej zbawczej ofiary.
Jednak niedawno, gdy byłam z moją córeczką na takim nabożeństwie, zobaczyłam strach w jej oczach. Rozważania czytane były z pożółkłej książeczki. Przeznaczone były dla dzieci. Nabożeństwo też. Córa przytuliła się do mnie i powiedziała, że było „za strasznie”.
Nigdy nie byłam fanką naturalistycznych opisów, stroniłam od wstrząsających obrazów czy wywołujących szok informacji w mediach. Rozumiem więc jej reakcję. Ale też rozumiem reakcję większości zgromadzonych w kościele na tym nabożeństwie, jak na tamtych, w czasach mojego dzieciństwa – przypuszczam, że nie wstrząsnęły większością zebranych. Zapewne więc jesteśmy w mniejszości, ale to nie oznacza, że nas nie ma, albo że nasz głos się nie liczy.
Mamy różną wrażliwość, różny też poziom skupienia. Niektórzy pewnie wyjdą, nie pamiętając „o czym było”, a innym będzie się śniło po nocach.
Ale nie zmienia to faktu, że warto mówiąc, zastanawiać się, jaki jest cel wypowiedzi.
Czy ma ona wzbudzić wyrzuty sumienia („Pan Jezus umarł, strasznie cierpiąc, bo nie chciało mi się rano szybko wstać z łóżka i marudziłam przy obiedzie” – myślę, że absurdalności tego zdania nie trzeba tłumaczyć), czy – nie pomijając kwestii cierpienia – obudzić WIARĘ i zaprowadzić do NAWRÓCENIA. A to ostatnie nie opiera się przecież na lęku przed karą czy strachu przed „wbiciem gwoździa Panu Jezusowi” (kto w ogóle wymyśla takie ćwiczenia duchowe dla małych dzieci?), ale wypływa z miłości.
Nie wystarczy unikać grzechu, to bardzo spłycające podejście do chrześcijaństwa. To miłość motywuje do działania, a nie neurotyczny lęk przed przekroczeniem jakiegoś zakazu, nawet nieumyślnie.
Kochać to znaczy powstawać. Kochać to nie znaczy nigdy nie upadać.
Dopiero jako nastolatka to odkryłam. Ale te momenty, gdy byłam przekonana, że moje – niecelowe nawet – pomyłki i słabości były torturowaniem żywego człowieka i to przez duże „C”, a do tego Bożego Syna… Myślę, że jest jeszcze wielu dorosłych, którym nikt nie pokazał innej perspektywy: nie samozbawienie (które jest zresztą herezją), ale przyjęcie darmowego zbawienia, które miało niesłychaną cenę: cierpienie i śmierć Jezusa Chrystusa.
Wracając jednak do tytułowej walki postu z karnawałem, jako dziecko ani cieszyć się na zawołanie nie chciałam, ani smucić, „bo tak wypada”. Budziło to we mnie wewnętrzny sprzeciw. Oczywiście, robiłam, co mi kazano, ale pozostawałam ze stawianym sobie bezgłośnie pytaniem, o co w tym wszystkim chodzi. Przecież nie o zmianę koloru w prezbiterium – z fioletowego na biały czy złoty. Przecież nie o zmianę repertuaru organisty. Przecież nie o zmianę mojej miny.
Cieszę się, że będąc nastolatką, odkryłam to, co kryje się pod tymi zewnętrznymi znakami. I nie tylko to – również prawdę o tym, że jestem URATOWANA, dzięki tej krwi. Ona nie jest oskarżeniem mnie, ona jest USPRAWIEDLIWIENIEM mnie. Amen.
PS Oczywiście tytułowa walka miała miejsce co roku przed rozpoczęciem okresu pokutnego, a nie po nim i nie przed Wielką Nocą. Prostuję, gdyby opacznie zostało zrozumiane to, co wyżej napisałam.
Zresztą, walka postu z karnawałem nie odbywa się już dzisiaj – a szkoda. Wszystko nam się – w tym wydaniu ogólnym, w głównym nurcie, w tym co się na ogół słyszy i widzi – pomieszało. Ani mówienia o grzechu nie ma, ani mówienia o zbawieniu, ani o łasce, ani o pokucie, ani o świętowaniu. Jest kupowanie i jedzenie. Oczywiście nie wszędzie. Ale, gdy zapytamy o przygotowania do Wielkanocy, pewnie usłyszymy właśnie o tym: o kupowaniu i jedzeniu. Karnawał więc wcale nie odpuszcza. Wczoraj na przykład usłyszałam o tym, że dancingi w sanatorium to nie zabawy huczne i można w nich bez wyrzutów sumienia uczestniczyć. Aż się boję pomyśleć, co będzie ogłoszone, gdy będę na etapie odwiedzania sanatoriów! Pozostaje mi tylko liczyć, że nie dożyję wieku emerytalnego ;)

 

NABOŻEŃSTWA

ADORACJA NAJŚWIĘTSZEGO SAKRAMENTU - CODZIENNIE 16:30 - 18:00

NOWENNA DO MATKI BOŻEJ OGNISTEJ - W KAŻDĄ ŚRODĘ 17:40

DO ŚW. JÓZEFA: KAŻDY CZWARTEK 17:40

DROGA KRZYŻOWA: PIĄTEK - 7:00 I 17:30 - DLA WSZYSTKICH, 15:30 - DLA DZIECI

GORZKIE ŻALE: NIEDZIELE WIELKIEGO POSTU 15:00, 17:00

NABOŻEŃSTWIE DO MIŁOSIERDZIA BOŻEGO I ŚW. JANA PAWŁA II: każdy poniedziałek o 17.40

PORZĄDEK MSZY ŚWIĘTYCH

MSZE ŚWIĘTE W NIEDZIELE
6:30, 8:00, 9:30, 11:00, 12:15
(Msza św. w intemcji parafian), 16:00, 18:00

MSZE ŚWIĘTE W NIEKTÓRE UROCZYSTOŚCI I ŚWIĘTA:
6:30, 9:30, 16:00, 18:00

MSZE ŚWIĘTE W DNI POWSZEDNIE
6:30, 16:00 - W KAPLICY MATKI BOŻEJ, 18:00